samedi 14 avril 2012

oz

w zwiazku z nowym projektem rodzinno-turystycznym zaplanowanym na przelom 2012/2013, a spoznionym o 22 lata, spedzam mnostwo czasu na insajderskich blogach o swiezej emigracji w australii. fajnie tam, ale chyba ja juz jestem skazana i ukerunkowana na european experience i juz sama nie wiem czy klecic to CV czy nie :)

mardi 10 avril 2012

podróż

najbardziej lubię być w trakcie. już to wiem od jakiegoś czasu i zawsze mi się wydaje, że to wcale nie jest prawda, a jednak. wielogodzinna podróż autem, szczególnie kiedy dzieci śpią i można sobie fajnie z drugą połówką. albo samotny lot samolotem, zakupy w kiosku itd. uwielbiam :)

przeplatanka

rozpieszczona cudowna wiosna brukselską i lunchami w parku, rzeczywistość okołowarszawska mnie przerosła i nie mogłam do końca cieszyć się urlopem wielkanocnym z powodu ustawicznego przemarzniecia. wzielam ze sobą tylko cienki plaszcz co skutecznie odrzuciło mnie od długich i krótkich spacerów, biegania i innych szalonych pomysłów. skupiłam się na wiosennych porządkach w asyście rewelacyjnie pomocnej Malwinki, uruchomieniu piekarnika i podjęcia większych zobowiązań kulinarnych. Intensywne zanurzenie w polskiej literaturze dziecięcej poskutkowało wysypem egzystencjalnych sentencji w wykonaniu dziewczynek. Najlepsza była ta "Mamo, ja nie jestem utalentowana do cukru, czekolady, papierosów i czegoś jeszcze gorszego od papierosów" to na kanwie opowiadania o talentach jakichś wróżek czy też innych księżniczek.

dimanche 11 décembre 2011

latte to go

dzisiaj swietowalismy urodziny P. jezdzac sobie metrem po Brukseli z pyszna latte w londynskim kubku termicznym spieniona przez moja clooney'owa maszyne nespresso. niestety to rzadka przyjemnosc, bo zazwyczaj rano trzymam lapki latorosli odprowadzajac je do przedszkola i nie ma juz miejsca na kawusie. wraz z tysiacem innyc Polakow wyladowalismy w kinie UGC i ogldalismy Bitwe Warszawska w 3d. calkiem ok, z napisami po francusku - mozna bylo pokazac conieco, chociaz powielajacego stereotypy. potem vin chaud na placu sw.Katarzyny i wyjscie zimowe na kiermasz zaliczone przy okazji.

vendredi 2 septembre 2011

nigdy nie bedzie takiego lata..juz nigdy

nostalgicznie i refleksyjnie wrzesien sie zaczyna.
powrot z Polski do krolestwa Belgii nie napawal mnie zbytnio optymizmem, ale tez nie spowodowal takiego szoku i dola jak lipcowy powrot z Chorwacji. wtedy wszystko wydalo mi sie bez sensu, podrozowanie metrem, chodzenie do jakiegos budynku i spedzanie tam najfajnieszej czesci doby zamiast rozkoszowania sie sie srodziemnomorskim krajobrazem. tym razem profilaktycznie zaakceptowalam nadchodzaca rzeczywistosc juz w polowie sierpnia i postawilam na ranne wstawanie i wprowadzenie mini drylu wieczornego w stosunku do pociech. nie powiem, zeby udalo sie jakos szczegolnie ale przynajmniej jest juz wdrukowane, ze wieczorem nie ma ogladania bajek tylko dluuuuugie czytanie i wieczorne Polek rozmowy o tym jak mama byla malutka i jakie przygody jej sie przytrafialy.
przebojem tego lata w moim prywatnym rankingu zostala filandia swietlikow

i cudowna Adele

mardi 9 août 2011

le café w krynicy

w koncu dotarlam nad polskie morze. dlugie, piaszczyste plaze, zimna woda, wysoka fala i las swierkowy to cos za czym tesknie przez caly rok i atrybuty ktore wygrywaja z niewatpliwie atrakcyjnym adriatykiem. nakrecona endorficznymi fluidami kontynuuje treningi biegowe, dzisiaj wylacznie na plazy i z obuwiem pod pacha i sluchawkami w uchu. bylo fantastycznie, 60 minut wzdluz plazy, stopy omywane rzeskim spienionym balwanem. poranne towarzystwo - chwile po szostej rano - zbieraczy metalu, bursztynu, wyprowadzaczy psow i aktywnych rodzicow z rannymi pociechami, jogini i inni spacerowicze, co prawda  niezbyt kontaktowi biegacze, nikt sie nie wita podniesieniem reki jak to bywa w lasku bielanskim tylko patrzy polskim wilkiem, ale moze przesadzam, w koncu rozpuszczona jestem ostatnim tygodniem biegania w warszawskim lesie przy awf :-) zamarzylam sobie zakonczyc poranne wyjscie goraca latte w klimatycznj kafejce flip i flap. niestety bylo za wczesnie i plan nie wypalil. lavazza z duza iloscia spienionego mleka  ok 11 w towarzystwie twojego stylu smakowala wybornie.
niestety pogoda nie rozpieszcza, chociaz ja uwielbiam jak wiatr wwiewa w skore nadmorski mikroklimat.

vendredi 5 août 2011

lipiec

to taki wstęp do listopada w belgii. zawsze pracuję w lipcu i zawsze pada, chmury są nisko, słońce ledwo się przez nie przedziera, ale w zasadzie tylko na parę chwil i z powrotem robi się ciemno. zazwyczaj jestem na urlopie w sierpniu i jak najszybciej uciekam z be i podobno wtedy robi się nieźle, ale jakoś w to nie wierzę ;) lipiec upłynął mi na bardzo owocnym włóczeniu się po sportowych sklepach i na kompletowaniu ekwipunku biegowego, pojawiły się dobre buty, topy, doły, skarpetki, i różowy zgrabny i very jazzy ipod nano. nigdy nie interesowałam się zbytnio applem ale tu się poddałam i nawet używam tych białych sluchaweczek ;) po sześciu latach niemocy i ciężkiej głowy o brukselskim poranku  byłam w stanie podnieść się żwawo z łóżka i zaaplikować sobie poranną przebieżkę. to prawie jak cud. w kolorowej tabelce w excelu wpisuję dane o każdym bieganiu i  opisowo mierzę poziom endorfin który 'po' jest zawsze niezmiernie wysoki prawie jak po dobrej nocy z ukochanym ;)