mardi 9 août 2011

le café w krynicy

w koncu dotarlam nad polskie morze. dlugie, piaszczyste plaze, zimna woda, wysoka fala i las swierkowy to cos za czym tesknie przez caly rok i atrybuty ktore wygrywaja z niewatpliwie atrakcyjnym adriatykiem. nakrecona endorficznymi fluidami kontynuuje treningi biegowe, dzisiaj wylacznie na plazy i z obuwiem pod pacha i sluchawkami w uchu. bylo fantastycznie, 60 minut wzdluz plazy, stopy omywane rzeskim spienionym balwanem. poranne towarzystwo - chwile po szostej rano - zbieraczy metalu, bursztynu, wyprowadzaczy psow i aktywnych rodzicow z rannymi pociechami, jogini i inni spacerowicze, co prawda  niezbyt kontaktowi biegacze, nikt sie nie wita podniesieniem reki jak to bywa w lasku bielanskim tylko patrzy polskim wilkiem, ale moze przesadzam, w koncu rozpuszczona jestem ostatnim tygodniem biegania w warszawskim lesie przy awf :-) zamarzylam sobie zakonczyc poranne wyjscie goraca latte w klimatycznj kafejce flip i flap. niestety bylo za wczesnie i plan nie wypalil. lavazza z duza iloscia spienionego mleka  ok 11 w towarzystwie twojego stylu smakowala wybornie.
niestety pogoda nie rozpieszcza, chociaz ja uwielbiam jak wiatr wwiewa w skore nadmorski mikroklimat.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire