vendredi 5 août 2011

lipiec

to taki wstęp do listopada w belgii. zawsze pracuję w lipcu i zawsze pada, chmury są nisko, słońce ledwo się przez nie przedziera, ale w zasadzie tylko na parę chwil i z powrotem robi się ciemno. zazwyczaj jestem na urlopie w sierpniu i jak najszybciej uciekam z be i podobno wtedy robi się nieźle, ale jakoś w to nie wierzę ;) lipiec upłynął mi na bardzo owocnym włóczeniu się po sportowych sklepach i na kompletowaniu ekwipunku biegowego, pojawiły się dobre buty, topy, doły, skarpetki, i różowy zgrabny i very jazzy ipod nano. nigdy nie interesowałam się zbytnio applem ale tu się poddałam i nawet używam tych białych sluchaweczek ;) po sześciu latach niemocy i ciężkiej głowy o brukselskim poranku  byłam w stanie podnieść się żwawo z łóżka i zaaplikować sobie poranną przebieżkę. to prawie jak cud. w kolorowej tabelce w excelu wpisuję dane o każdym bieganiu i  opisowo mierzę poziom endorfin który 'po' jest zawsze niezmiernie wysoki prawie jak po dobrej nocy z ukochanym ;)

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire