mardi 9 août 2011

le café w krynicy

w koncu dotarlam nad polskie morze. dlugie, piaszczyste plaze, zimna woda, wysoka fala i las swierkowy to cos za czym tesknie przez caly rok i atrybuty ktore wygrywaja z niewatpliwie atrakcyjnym adriatykiem. nakrecona endorficznymi fluidami kontynuuje treningi biegowe, dzisiaj wylacznie na plazy i z obuwiem pod pacha i sluchawkami w uchu. bylo fantastycznie, 60 minut wzdluz plazy, stopy omywane rzeskim spienionym balwanem. poranne towarzystwo - chwile po szostej rano - zbieraczy metalu, bursztynu, wyprowadzaczy psow i aktywnych rodzicow z rannymi pociechami, jogini i inni spacerowicze, co prawda  niezbyt kontaktowi biegacze, nikt sie nie wita podniesieniem reki jak to bywa w lasku bielanskim tylko patrzy polskim wilkiem, ale moze przesadzam, w koncu rozpuszczona jestem ostatnim tygodniem biegania w warszawskim lesie przy awf :-) zamarzylam sobie zakonczyc poranne wyjscie goraca latte w klimatycznj kafejce flip i flap. niestety bylo za wczesnie i plan nie wypalil. lavazza z duza iloscia spienionego mleka  ok 11 w towarzystwie twojego stylu smakowala wybornie.
niestety pogoda nie rozpieszcza, chociaz ja uwielbiam jak wiatr wwiewa w skore nadmorski mikroklimat.

vendredi 5 août 2011

lipiec

to taki wstęp do listopada w belgii. zawsze pracuję w lipcu i zawsze pada, chmury są nisko, słońce ledwo się przez nie przedziera, ale w zasadzie tylko na parę chwil i z powrotem robi się ciemno. zazwyczaj jestem na urlopie w sierpniu i jak najszybciej uciekam z be i podobno wtedy robi się nieźle, ale jakoś w to nie wierzę ;) lipiec upłynął mi na bardzo owocnym włóczeniu się po sportowych sklepach i na kompletowaniu ekwipunku biegowego, pojawiły się dobre buty, topy, doły, skarpetki, i różowy zgrabny i very jazzy ipod nano. nigdy nie interesowałam się zbytnio applem ale tu się poddałam i nawet używam tych białych sluchaweczek ;) po sześciu latach niemocy i ciężkiej głowy o brukselskim poranku  byłam w stanie podnieść się żwawo z łóżka i zaaplikować sobie poranną przebieżkę. to prawie jak cud. w kolorowej tabelce w excelu wpisuję dane o każdym bieganiu i  opisowo mierzę poziom endorfin który 'po' jest zawsze niezmiernie wysoki prawie jak po dobrej nocy z ukochanym ;)

królik po brukselsku

przełomy życiowe bardzo ciężko jest relacjonować na żywo, no chyba że jest się dziennikarzem tvn24 ;) na majowym zimowisku w alpach (lało prawie cały czas i do tego padał śnieg)  podjęłam wyzwanie regularnego biegania i po trzech miesiącach doszłam już do fantastycznych treningów trwających 60 minut! bardzo to dla mnie radosne osiągnięcie i motywująca wizja przyszłorocznego udziału w biegu 20 km de bruxelles. szczególnie fajnie biega się na wakacjach - w czerwcu w Chorwacji nie miałam najmniejszego problemu ze wstaniem o 6.20 i bieganiu skoro świt niemalże. w wydłużaniu treningów pomagał mi pomarańczowy ipod Kasi i muzyka hurts, rihanny i one republic. po powrocie do brukseli zupełnie inaczej spojrzałam na to miasto, które wręcz roi się od biegaczy i na wspaniałe warunki w mojej dzielnicy. W 3 minuty dobiegam do prawie leśnej scieżki, na której często towarzyszą mi dzikie króliki - niesamowity widok - najwięcej było ich 6 sztuk.urocze :-)