samedi 5 février 2011

no to o tych dzieciach

i co z nimi niby wszystko w porządku. właśnie nawet z ciekawością obejrzałam, a jakoś nie bardzo ochotę miałam, bo w kolejce najlepsze polskie kino czeka - depresyjno-mroczne, off-owe, bardzo niekinowe, wyświetlane na festiwalach i potem błądzące gdzieś w drugim obiegu, no i ksiązki pod łóżkiem się pietrzą również. A więc jestem dotknięta grą Juliane Moore i Mii Wasikowskiej :) świetnie się spisały w tym raz surowym, a raz soczystym pejzażu przytulnych domów jednorodzinnych na zachodnim wybrzeżu. Wraz z resztą załogi udało im się stworzyć ciekawy wycinek z życia niestandardowej rodziny amerykańskiej. Dużo wina, żywności organicznej, grzebania w ziemi i w żywej tkance uczuć nastolatków, lesbijek, dawcy spermy, interakcji rodzinnych i zmiennych konstelacji miedzy poszczególnymi bohaterami. Pytania o potrzebę jakiegoś zakotwiczenia w miarę dorastania, poznanie biologicznego ojca, jego zdziwienie i dalszy rozwój wypadków. morał chyba taki, że rodzinne więzi w jakimkolwiek układzie by nie występowały triumfują, również dlatego, że na zmiany jest już za późno?

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire